Trzy spojrzenia na 5150 Warsaw Triathlon

Oficjalnie, oczami zawodników i kibiców oraz z własnej perspektywy o pierwszej edycji 5150 Warsaw Triathlon. Działo się dużo. Było naprawdę gorąco. Jedno jednak można na pewno powiedzieć. Warto było pojechać do stolicy.  
 
- Jestem trochę zaskoczony wynikiem – mówił na mecie Elliot Samels, młody Brytyjczyk, który wygrał pierwszą edycję 5150 Warsaw Triatlon. – Cieszę się z wygranej. Jednak teraz muszę trochę zmienić plany startowe, a w najbliższym czasie miałem w planach start na pełnym dystansie. Teraz jednak powalczę chyba jeszcze na innych olimpijkach spod znaku Iromana.
 
Impreza odbywała się na licencji World Triathlon Corporation, właściciela legendarnego IRONMANA. 

Wracajmy jednak do relacji. Brytyjczyk z wody wyszedł jako pierwszy. Ten etap rozgrywał się w oddalonym o 40 kilometrów od mety Zalewie Zegrzyńskim. Na trasie rowerowej musiał ustąpić miejsca czterem Polakom, z aktualnym Mistrzem Polski na dystansie średnim, Mikołaj Luftem na czele. Luft jako pierwszy pojawił się w strefie zmian T2 i wyruszył na trasę biegową, mając minutę przewagi nad Tomaszem Szalą. Na biegu szósty bieg włączył jednak ponownie Elliot Smales. Brytyjczyk potrzebował zaledwie 32 minut i 59 sekund na pokonanie dziesięciokilometrowej trasy i jako pierwszy, przy owacji licznie zgromadzonych kibiców, zameldował się na mecie z czasem 1 godziny, 55 minut i 57 sekund. Jako drugi, a zarazem najlepszy z Polaków, na Placu Teatralnym pojawił się Marcin Ławicki, który stracił do zwycięzcy 51 sekund. Trzeci był Tomasz Szala. Mikołaj Luft przybiegł na metę dopiero piąty. Przyczyną była prześladująca go kolka.
- Poczułem się zbyt pewnie – powiedział Luft. – Po wygranej w Mistrzostwach Polski postanowiłem nie brać leków na kolkę i niestety już w pierwszym etapie biegu dopadła mnie znowu ta dolegliwość. Szkoda.
 
W rywalizacji Pań najlepsza okazała się reprezentantka Polski Paulina Kotfica, która pomimo wyjścia z wody na drugiej pozycji, za Hanną Kaźmierczak, szybko objęła prowadzenie na etapie kolarskim i sukcesywnie zwiększała przewagę nad rywalkami. O drugie miejsce walczyły Joanna Sołtysiak, Aleksandra Jędrzejewska i Hanna Kaźmierczak. Sołtysiak, dzięki dobrej jeździe na rowerze odjechała rywalkom i pomimo słabszego biegu nie oddała drugiego stopnia podium. Trzecie miejsce zajęła ostatecznie Jędrzejewska. 
 
5150 Warsaw Triathlon to pierwsza duża impreza triathlonowa w stolicy. Pierwszy raz zawodnicy mogli rywalizować na trasie w ścisłym centrum Warszawy. W zawodach wzięło udział blisko 800 zawodników, a wśród nich popularni aktorzy i dziennikarze, m.in. Karolina Gorczyca, Tomasz Karolak, Jakub Wesołowski czy Maciej Dowbor. 
 
- Gdybym miał określić dzisiejszą imprezę jednym słowem, musiałbym powiedzieć „spektakularna” - przyznał Thomas Veje Olsen, dyrektor regionalny World Triathlon Corporation, który gościł w Warszawie podczas zawodów. - Wysoki poziom organizacyjny, świetna pogoda i przede wszystkim fantastyczna trasa biegowa w samym sercu Warszawy, tuż obok Starego Miasta. Do tego meta u stóp Teatru Wielkiego. Jestem przekonany, że 5150 Warsaw Triathlon zrobił dopiero pierwszy krok i będzie dynamicznie rozwijał się w kolejnych latach – dodał.
 
Oczami zawodników i kibiców
Równie pozytywne opinie pojawiły się wśród amatorów i kibiców. I nie zmąciły ich pierwsze trudności, które pojawiły się na starcie, który dla zawodników z grup wiekowych opóźnił się o kilkadziesiąt minut. Powód? Bezpieczeństwo. W strefie zmian T1 policja dostrzegła pakunek, który wzbudził ich niepokój. Wezwano pirotechników, którzy zajęli się nim. Informacja ta zdezorientowała i zdenerwowała niektyórych zawodników. Jednak innego wyjścia nie było. Przede wszystkim bezpieczeństwo – podkreślali organizatorzy. I nie ma co z tym dyskutować. Prawda zresztą jest taka, że na mecie chyba nikt już nie pamiętał o tym zamieszaniu.

- Świetna impreza – powiedział Adam Greczyło. – Za rok start w Warszawie jest punktem obowiązkowym.
- Było super – dodaje Piotr Biankowski. – Czysta przyjemność.
- W zawodach startował mąż. Ja tym razem byłam tylko kibicem, ale wiem, że za rok wrócimy do Warszawy i wystartujemy w duecie – powiedziała Aldona Bartkowska. – Piękna trasa biegowa po stolicy, mimo dwóch ciężkich podbiegów robi wrażenie. Dobrze, że triathlon wrócił do Warszawy.

Czas na prywatę. Twarda lekcja
Na wyjazd do Warszawy zdecydowałem się cztery dni przed imprezą. W tym roku postawiłem na dwa starty maratońskie. Debiut w maju już za mną. Czas 3:45. Jestem zadowolony. Drugi start w Berlinie 25 września. Tam próba zbliżenia się do 3:30. W związku z tym, że obowiązki rodzinne i zawodowe nie pozwoliły mi  trenować zimą roweru praktycznie w ogóle pojechałem do Warszawy nie przygotowany. Pływanie jest moją najsłabszą stroną, bo robię to dopiero od dwóch lat.

Tak więc plan był prosty. Dobrze się bawić i zobaczyć co z tego wyjdzie. Pływanie 1500 metrów. Słabiutko. 36 minut. Widać było, że brakowało dłuższego wypływania. Rower. Szybka trasa, tak więc pojechałem, wiedząc że brakuje wykręconych kilometrów. Średnia prędkość 32,2 km/h dawała satysfakcję. I to co miało być moją najmocniejszą stroną, bieg okazał się męką. I znowu widać było brak treningu – zakładek. 50 minut na 10 km chwały nie przynosi. Dodatkowo czujem się gorzej niż na maratonie! Wniosek. Bez pracy nie ma kołaczy. Jeśli do tego dodam, że przed debiutem maratońskim zadbałem niemal o każdy szczegół, oprócz treningów, także o wypoczynek, dietę itp., a w Warszawie startowałem niemal wybiegając z samochodu, to widać, że lepiej być nie mogło. 2:49:38. To jednak i tak życiówka na olimpijce.

Czy dobrze się bawiłem? Tak! Super. Impreza pierwsza klasa. Jednak dochodzę do wniosku, że chyba nawet do zabawy wolę się przygotować. 4 lipca rozpoczynam misję Berlin. Triathlon w tym roku musi poczekać. Popływam, pojeżdżę na rowerze, dla urozmaicenia treningów biegowych, ale wyników nie będzie. Za mało czasu, za dużo obowiązków. To jest rok maratoński. Nie można mieć wszystkie. Ale bawić się dobrze można i trzeba. Tylko ambicje trzeba schować do kieszeni.

Marcin Dybuk
Powrót do listy