Triathlon i buty na obcasie

Iza sypie złotymi myślami jak z rękawa. Na jej uwagi wszystkie jak jeden chór rechoczą, często do łez. Jedne wolałyby zostać anonimowe, trzeba ciągnąć za język, albo koleżanki wywołują je do tablicy. Innych nie sposób zagłuszyć, ciągle mają coś do powiedzenia, przerywają. Trudno nad nimi zapanować. Wulkan energii! I choć triathlon to przewaga mężczyzn, one z pewnością nie straciły nic z kobiecości, piękna, wdzięku, zalotnego uśmiechu i zadziorności. Kobiety z programu Aktywuj się w Triathlonie.
Mała czarna. Makijaż. Buty na obcasie – atrakcyjne babki. Trudno je poznać bez czepków. Od razu wyglądają na zgraną grupę, onieśmielają kelnera, który z trudem próbuje przyjąć zamówienie. Z każdą minutą jest ich więcej. Wyraźnie się rozkręcają. Gwar jak w ulu. Jakby się nie widziały kilka miesięcy. Nikt z gości lokalu, gdzie się umówiłyśmy na rozmowę, nie uwierzyłby, że te często filigranowej postury kobiety, niedawno ukończyły triathlon na dystansie ? IM. Przepłynęły w Bałtyku 950 metrów, przejechały na rowerze 45 kilometrów, a na koniec przebiegły 10,5. I mają apetyt na więcej.

Są w różnym wieku. Samotne, żyjące w rodzinie. Niektóre z nich specjalnie ze względu na program założyły profil na Facebook’u. Wcześniej aktywne okazjonalnie lub wcale. Dzisiaj każda ma na koncie start przynajmniej w jednej imprezie triathlonowej, rowerowej czy biegowej. Moje zaproszenie na rozmowę to okazja, żeby wyrwać się z domu. Miały alibi. Dotychczas treningi zabierały lwią część ich czasu, nie tylko wolnego. Ewa przyszła z córeczką. Dzielna Mała, wytrzymała do końca. Wszystkie połączył program „Aktywuj się w Triathlonie”.

Masz czas do północy!

Nie wierzyły, że się dostaną. Mobilizowali ich mężowie, partnerzy, znajomi. Wiele z nich musiało pokonać słabości, strach przed wodą, zaczynać wszystko od początku.
– To jest program dla Ciebie. Nie musisz nic robić. Wystarczy, że coś napiszesz. Ja Ci napisałem dwa pierwsze zdania. Tak możesz zacząć…  – przeczytała Iza w mailu od męża. – Dla amatorów?  - pomyślała. – Skoro wszyscy tacy amatorzy, jak ja…? Jednego była pewna – i tak jej nie wybiorą.
Przez osiem miesięcy wspierały się i dopingowały podczas treningów i różnych zawodów. Większość z nich nie planowała udziału w programie. Zgłoszenia wysyłały w ostatnim momencie. Kiedy dostały wiadomość, że zostały wybrane nie mogły uwierzyć. I co teraz?!
- Masz czas do 23:59! Przynajmniej nauczysz się pływać – usłyszała Dorota od męża, kiedy przynaglał ją do udziału w programie.  – Zanim się położę muszę coś napisać. Inaczej, zniszczy mnie psychicznie – wspomina ze śmiechem.

Inne jeszcze w ubiegłym roku nie wiedziały na czym ten triathlon polega. Ale Asia choć o tym marzyła, to zgłoszenie pisała będąc w totalnym dołku. Szef postawił jej ultimatum – Albo triathlon, albo praca. Treningi poranne, które miała wcześniej wykupione kolidowały z pracą. Udział w programie to było jak wygrana na loterii. – Byłam szczęśliwa. Najważniejsze wtedy było, żeby się utrzymać. Na szczęście godziny treningów nie kolidowały z pracą – dodaje.

Weronikę zaraziła adrenalina i emocje przy obserwacji zmagań triathlonistów w ubiegłym roku. – Od razu napisałam i wysłałam. Lubię wyzwania, ale bałam się pływania na wodach otwartych – dodaje.  No właśnie! To przekleństwo wielu amatorów, którzy marzą o TriZabawie. Bo jak przepłynąć taki dystans, kiedy drżysz na myśl o jeziorze? Co dopiero morze!

Ten przeklęty basen!

Kasię przekonali do udziału koledzy z pracy: - To taki niszowy sport, miałabyś duże szanse – usłyszała. Biegasz, jeździsz na spiningu. Ale ja nie umiem pływać – pomyślała. Zgłoszenie wysłała ostatniego dnia. Jest instruktorem fitness i spinningu. To hobby, oprócz tego pracuje. – Najbardziej bałam się basenu. Na małym basenie wylądowałam cała szczęśliwa. Może jednak nauczę się pływania i się uda. Miałam świadomość, że jestem mocna.
Iwonie nie trzeba było reklamować triathlonu. Była poinformowana z pierwszej ręki, od ubiegłorocznych Aktywnych. Psim swędem załapała się na duży basen. Tam lądują Ci, którzy naprawdę nieźle radzą sobie w wodzie. Na jednym z treningów już się nie schowała przed czujnym okiem trenera. Usłyszała: – Co Ty tu robisz? Tak trafiła na mały basen. Przerażała ją jeszcze jazda na rowerze szosowym – Jak można trzymać d*** wyżej od głowy? – pyta porozumiewawczo koleżanki.

Pierwszy miesiąc na basenie dla Ewy to była trauma. – Jeździłam na treningi i płakałam. Nic nie wychodziło. Do dzisiaj żaba jest moją zmorą – dodaje. Iza nawet nie przepłynęła jednej długości basenu, kiedy trener kazał jej wyjść. Lucyna jak sama mówi miała spokojne, nudne życie. – Jak zmieniać to z przytupem! Na małym basenie wiele z nas przeszło to samo – łzy, zniechęcenie, uczenie się wszystkiego od podstaw – opowiada uśmiechnięta informatyczka. Kiedy patrzę na dziewczyny, widzę jak na dłoni, że mały basen zacieśnił relacje.
– Zero pływania, zero szosy. Tylko biegałam maratony – wylicza Bożena. – Mam już dorosłe dzieci. Po kryjomu przed mężem wysłałam zgłoszenie. Jak nie teraz, to kiedy? Co jakiś czas sprawdzałam, czy jest odpowiedź. I się udało! Dziewczyny ją podziwiają. W team’ie zajmuje szczególne miejsce. Jest jak mentorka od życiowych tematów. Zawsze powie coś mądrego.

Chórem opowiadają o „terapii basenowej szóstego toru”. To taki ich żargon. Na szóstym torze dużego basenu lądowali Ci, którzy po solidnym opływaniu w małym często dopiero stawiali pierwsze kroki w pływaniu. – Nie pierdziel, dasz radę – dodawały sobie wzajemnie otuchy. To je trzymało, inaczej by dawno zrezygnowały.

Zdzira w sypialni

– Co to za pozycja? D*** wyżej niż głowa? – śmieje się Iza opowiadając o swoich przemyśleniach nt. szosowego roweru, zanim wsiadła na swój i zaprzyjaźniła się z rowerem męża – sfocusownym triathlonistą. Nie przebiera w słowach, kiedy opowiada historię jednego „romansu”. – Zanim wystartowałam w triathlonie i kupiłam rower szosowy w naszej sypialni byliśmy my z mężem i „zdzira”, jego kolażówka. Stała w centralnym miejscu. Wcześniej nie mogłam tego znieść – śmieje się Iza.  – Zawsze na nią mówiłam – ta zdzira. Opony ma droższe niż moje buty. Żeby tyle pieniędzy wydać na gumę? Jak dostąpiłam zaszczytu i jej dosiadłam… w życiu nie powiem na nią Zdzira. Już nic do niej nie mam. Przesunę ją delikatnie, kiedy odkurzam. Teraz nazywa się Bianka. Pozwoliłam ją trzymać w pokoju. Zakochałam się w szosie.
Trzy rowery w mieszkaniu u Doroty nie dziwią dziewczyn. Dwa trekkingowe w łazience, jej oczywiście w sypialni, która jak trzeba pełni funkcję pokoju spiningowego. Komoda, telewizor, telefon, trenażer na rower i obowiązkowo wiatrak. Kiedy zdradza tajniki aranżacji swojego mieszkania reszta dziewczyn pieje z zachwytu.
Żadna nie wstawiłaby roweru do piwnicy, ani na balkon. Takie propozycje od domowników przyjmowały z oburzeniem. Jednak nauka jazdy na takim rowerze nie od razu dla wszystkich była lekka i przyjemna. Tutaj też czekała je praca. – Można było przyjść do trenerów i zapytać dosłownie o wszystko. Przednie, tylne koło. Przerzutki. Była bardzo duża otwartość. Można było się dużo nauczyć - wylicza Paulina. Kiedy w strefie zmian, tuż przed zawodami poprosiła kolegów o sprawdzenie powietrza w kołach, spuściła je całe, zaraz po tym, jak napompowali, bo nie wiedziała, jak zamknąć wentyl. – Wszystkie byłyśmy na równi – dodaje Iza. Rady trenerów były nieocenione.

Jeśli chcesz, to dasz radę!

Część z nich nie wierzyła w siłę, która w nich drzemie. Dały radę mimo wielu przeciwności. Musiały organizować opiekę dla dzieci. Godzić treningi, z obowiązkami, pracą i życiem. Pokonały zwątpienie, zniechęcenie, brak czasu, zmęczenie. Ładowały się pozytywnie nawzajem i mobilizowały. Niekiedy wątpiły, że ich nazwiska mogą znaleźć się na liście finiszowej.
- Wszystkie jesteśmy strasznie ambitne, bo inaczej żadna z nas by nie wytrwała – mówi z przekonaniem Bożena. - Na szóstą wstawałam do pracy. Miałam duże obawy, bo uczą się szybciej tylko młodzi. Jestem bardzo szczęśliwa. Dzięki programowi uwierzyłam, że w każdym wieku, nieważne ile ważysz i jak się czujesz - możesz spełniać marzenia. Jeżeli chcesz, to dasz radę!
Paulina przez triathlon straciła… fryzurę. Na co dzień uczy angielskiego. – Często mam zajęcia z uczniami wcześnie rano, nawet krótko po 7. Basen dwa razy w tygodniu, 22.30. Koniec zajęć o północy. Zasypiałam tuż po pierwszej. Pobudka rano to był nie lada wysiłek. Po kilku porankach, kiedy cudem zwlokłam się z łóżka  oznajmiłam uczniom. – Przez najbliższe pół roku będę wyglądać jak chochoł! Nie mieli wyjścia. Musieli zaakceptować mój wygląd. Nie zamierzałam jeszcze bardziej skracać snu z powodu fryzury – opowiada ze śmiechem.

Siła w grupie!

Ale nie wszystkie wystartowały 19 lipca w triathlonie. Ula, Kasia, Karolina uległy wypadkowi. Musiały przełożyć swoje plany na inny termin. Kaśka, po poważnym upadku na rowerze podczas zawodów rowerowych, nie dała za wygraną już w lipcu. – To ich smsy i telefony, że wierzą we mnie i czekają na treningach pomogły mi stanąć szybko na nogi. Po dwóch tygodniach założyłam buty biegowe. Taka już jestem. Jak coś robię to na 100 procent. Karolina po wypadku i żmudnej rehabilitacji debiutowała w sierpniu na długim dystansie ? IM w Gdyni. Ulę wspierają cały czas.
Kobiety są w stanie bardzo dużo znieść. Ale nie spinają się, kiedy nie mają siły. Jak mówi Agnieszka kurz jest od tego, żeby leżeć, a zupka chińska też może być obiadem. Po prostu. Odpuszczają tam, gdzie czują, że mogą to zrobić. Nie balansują na granicy.

W czasie przygotowań niekiedy to mężowie ograniczali swoje treningi, żeby one mogły się rozwinąć i spokojnie trenować. - Ale dwa tygodnie przed zawodami chciałam zrezygnować. Morze mnie przeraziło  – opowiada Iza.  – Agnieszka zadzwoniła i powiedziała, że idziemy na następny trening. To mi pomogło.  Dzięki jej determinacji pokonałam ten dystans. Agata sama nigdy by nie zrobiła triathlonu. Nie poszłaby sama na basen uczyć się pływać. Paulina dodaje –  Jesteśmy bardziej nastawione na współpracę. Inaczej niż mężczyźni. Na początku myślałam, że Ci, którzy startują to harpagany. A to takie kobiety jak my. Jedyne, co miałam w głowie na mecie, to podziękowanie za te wszystkie osoby, które mnie mobilizowały w czasie przygotowań. Podziwiają siebie nawzajem. Siła w grupie!

Bilans dodatni

Czasami trenowały same, bo trening wspólny trzeba było odpuścić na korzyść rodziny, znajomych, obowiązków, czy dziecka, które z wyrzutem pytało:  Znowu trening?!  - Nie chciałam, żeby moja pasja odbierała coś innym, rodzinie. Dlatego próbowałam się zorganizować. Wiesz, ile rzeczy można zrobić do 22? – opowiada Agnieszka.
Dziewczyny są szczere i nie pozostawiają złudzeń. Przygotowania do Triathlonu zabierają mnóstwo czasu. Wiele dotychczasowych przyzwyczajeń trzeba odłożyć na później, zmienić myślenie, inaczej zorganizować życie, a przede wszystkim nauczyć się odmiennego od dotychczasowego podejścia, które Iza skwitowała zdaniem – Mieszkanie jest do mieszkania, a nie sprzątania! Triathlon pochłonął dużo, ale nie wszystko. Balans jest najważniejszy.

Wiedzą, że w tym sporcie są wyjątkowe.  Dzięki niemu bardziej zrozumiały męski świat, ich potrzebę fizycznego wysiłku i stawiania nowych celów w sporcie. Ale na trasie nie dawały za wygraną rywalom, którzy nie raz próbowali je wybić z rytmu. – A mama wie, że tak szybko jeździsz? I Ty mnie mijasz? – słyszały.  Wtedy nie kryły oburzenia i „cisnęły” ile sił w nogach. Dzięki udziałowi w programie uwierzyły, że wcale nie trzeba z czymś walczyć. Po prostu trzeba tylko uwierzyć w siebie i być szczęśliwą. Ewa zrozumiała, że wcześniej żyła życiem innych. Teraz ma pasję.

- Jak wbiegałam na metę czułam się tak cztery razy w życiu. Jak rodziłam dwójkę dzieci, kiedy brałam ślub i jak przekraczałam linię mety. Nie potrafię tego opisać! – opowiada Iza. Podczas docelowej imprezy – triathlonu w Gdańsku kibicowali im uczniowie, klienci z pracy, rodzina, znajomi, najbliżsi. A Dorota przyznaje – Kibice są lepsi niż 30 żeli. Wyglądasz rozpaczliwie, ale płyniesz do przodu.  Dzisiaj wiedzą, że wszystko jest do przejścia.

Wiara w człowieka i miłość, uskrzydla go i sprawia, że przekraczasz swoje granice. Kilkuletni Franek to wie:  - Ja wiem, że Ty dałaś radę – powiedział do mamy po debiucie. - To nic, że nie masz pucharu. Mamo, wiesz co jest najważniejsze? Dobrze się bawić, prawda?
– Zobaczcie, ile triathlon zyskał dzięki temu programowi – kwituje Iwona. No właśnie. Sami zobaczcie!

TriAktywnych wysłuchała: Aldona Dybuk
 
Powrót do listy