Sorry, ale na konia mnie nie wsadzisz

Sama o sobie mówi niewiele: – Każdy ma marzenia, ja też i są w trakcie realizacji – tłumaczy. Jakie? - Na pewno myśli o medalu Mistrzostw Polski w triathlonie, ale każdy po to trenuje i startuje, aby pojechać na Igrzyska Olimpijskie – dodaje jej trenerka. Czyli Marta Łagownik z dwóch perspektyw.  Jej samej oraz trenerki, Moniki Smaruj. Niezwykła rozmowa z duetem, który namiesza na polskiej scenie triathlonu

%f1
O czym myśli Marta Łagownik...

Marta Łagownik odpowiada, pyta Natasza Duszkiewicz…

- Co według Ciebie jest najpiękniejsze w sporcie?
- Radość ludzi, którzy wyznaczają sobie jakieś cele, dążą do nich, a potem cieszą się z tego co udało im się osiągnąć. To jest coś niesamowitego.

- Jakie są w takim razie Twoje cele?
- We wrześniu jest połówka w Chorwacji. Nie startowałam jeszcze na dystansie dłuższym niż ćwiartka, ale jak to mówią, w końcu musi być ten pierwszy raz. Mam zamiar dobrze się bawić i skończyć go z uśmiechem na twarzy. Każdy ma marzenia, ja też i są w trakcie realizacji.

%f5
...może o tym, że jest ciężko na rowerze...

- Jak wyglądały Twoje początki w sporcie?
- Ze sportem mam styczność tak naprawdę od zawsze. W podstawówce mama zapisała mnie do klasy pływackiej, tak jak resztę moje rodzeństwo. W pływaniu nigdy nie byłam za dobra, ale w bieganiu całkiem niezła. Dlatego zaczęłam brać udział w zawodach pływacko-biegowych, które teraz nazywają się dwubój. Po dwuboju był trójbój, w którym doszło strzelanie, a potem czwórbój, czyli dodatkowo szermierka. Trzecia klasa liceum to ostatni rok mojej przygody z tą dyscypliną, ponieważ w czwórboju było już naprawdę ciężko. Trenowanie czterech dyscyplin dziennie wymaga ogromnego wysiłku i jest czasochłonne, przerastało mnie to. Dlatego moja trenerka Monika zaproponowała żebym wystartowała w triathlonie. Po 1,5 miesiąca przerwy, na pożyczonym rowerze i pożyczonej piance skończyłam 1/8 IM w Chodzieży, gdzie zajęłam 2 miejsce. Od tamtej pory powoli dojrzewałam do triathlonu, a od tego roku zaczęłam porządnie trenować.

- Nie brakuje Ci teraz czwórboju?
- Czwórbój wchodzi w skład pięcioboju. Podzielony został na tyle części żeby małym dzieciom łatwiej było trenować i uczyć się dyscyplin, które są techniczne, po kolei. Ja zakończyłam przygodę z pięciobojem na czwórboju, w którym było pływanie, szermierka oraz bieg w kombinacji ze strzelaniem. Zabrakło mi tylko jazdy konnej, ponieważ… boję się koni. Moja trenerka śmieje się, że zamieniłam konia na rower. Czasami mi tego brakuje, wiadomo. Czasami oglądam wyniki z zawodów, wspominam, ale idę przed siebie.

%f7
...co jest łatwiejsze? Trafić rywalkę...

- Co najbardziej podobało Ci się w tym sporcie?
- To bardzo wdzięczny sport, który docenia tylko pracowitych zawodników. I tak jak w triathlonie, wszystko rozgrywa sie na biegu. To bieg kończy zawody i ten, kto pierwszy wpadnie na metę, wygrywa. W pięcioboju liczy sie wszechstronność. Trzeba robić wszystko na równym poziomie i trzeba mieć po prostu szczęście bo np. konia się losuje, a jak nie trafi się łagodny, to może to dużo kosztować.
- Trenowałaś już wiele dyscyplin. Myślisz, że triathlon to jest to czego szukałaś?
- Triathlon jest bardzo ciekawą dyscypliną. Trzeba mieć do niej dużo cierpliwości i pewnie nie jedna osoba czasami go po prostu przeklina. Jest to dla mnie coś innego. Na pewno będę mogła sie sprawdzić, lepiej poznać siebie, organizm i własne granice.

- Kto najbardziej wspiera Cię w tym co robisz?
- Rodzice zawsze byli dla mnie wsparciem. Zawsze motywuje i wspiera mnie także trenerka. Dzięki niej tak naprawdę zaczęłam trenować triathlon. Bardzo motywujące są też moje wyniki, które pokazują, że cały czas idę do przodu.

%f10
...czy trafić w dziesiątkę...

- Jaki jest Twój największy sportowy sukces?
Udział w Mistrzostwach Europy w trójboju nowoczesnym. Oprócz tego za sukces uważam ? IM w Poznaniu. Zakończyłam te zawody na 6 pozycji dobrze się bawiąc. Tak naprawdę tylko trochę pływałam, trochę biegałam, a na rowerze nie jeździłam wcale więc byłam pod wrażeniem.

%f3
...zamyślona ta Marta. Jedno jednak wiemy. Szermierkę, strzelanie już tylko wspomina. A gdzie spogląda...

I to było tyle od Marty. Prawda, że niewiele. Tak więc czas na rozmowę z trenerką zawodniczki... ...Monika Smaruj odpowiada, pyta Natasza Duszkiewicz…

%f9
...w obiektyw aparatu wspólnie z trenerką Moniką (z lewej) i przyjaciółką Elą...

- Jak zaczęła się wasza współpraca?
- Muszę wrócić do 2010 r. Zaczęłam wtedy pracę w Zespole Szkół Podstawowych i Gimnazjalnych w Gdańsku. Zostałam zatrudniona do klasy pływackiej i do grupy pięcioboju nowoczesnego. Marta była w ostatniej klasie gimnazjalnej czyli tak naprawdę miałam możliwość prowadzenia ją przez rok. I to był przełomowy rok zarówno dla niej jak i dla mnie, ponieważ ja nigdy nie znałam drugiej strony medalu. Byłam zawodniczką, a tutaj przyszło mi zmierzyć się z tym, że trener też coś wnosi. Musiałam także sprostać zawodnikom, którzy są zdolni, ale np. brak im chęci, albo są mniej zdolni, ale pracowici.  

- Marta do jakiego typu zawodnika należała?
- Marta na etapie trzeciej klasy gimnazjum nie chciała uprawiać pięcioboju. We wrześniu trzeba ją było namawiać. Może nie ja, ale jej starsze rodzeństwo, które mnie znało, ponieważ przez osiem lat pływałam na tym basenie i miałam z nimi styczność. Oni powiedzieli jej - słuchaj, fajna zawodniczka, zaufaj jej, daj sobie jeszcze rok. I ona dała sobie ten rok, zaufała mi, a jak już to zrobiła i postanowiła, że będzie trenować to nie było z nią żadnego problemu. Marta to nie jest dziecko, to nie jest osoba, którą trzeba wyciągać na trening. To jest ktoś, kto źle się czuje jak na ten trening nie pójdzie. Oczywiście potrafi w tym wszystkim znaleźć umiar, ale to ona zawsze podnosiła sobie poprzeczkę.

%f2
...było selfie to i musi być wylegiwanie się pod palmą podczas obozu rowerowego...

- Wspomniałaś o pierwszym roku waszej współpracy. A jak to wyglądało dalej?
- Powiem Ci taką anegdotkę. Pierwszy raz pojechałyśmy na obóz w październiku, później w grudniu i w ferie zimowe. To był pierwszy rok mojej pracy, przełom 2010/2011. Byłam wtedy trochę mniejsza, 15 kg chudsza więc mogłam ich zabiegać. Byłam dla nich autorytetem. Oni widzieli we mnie kogoś, kto gdzieś na drodze wiele przeszedł i trochę łatwiej było im mi zaufać. Zresztą parę miesięcy wcześniej sama trenowałam, przemierzałam korytarze i basenowe szatnie więc wiedzieli z kim mają do czynienia. Pamiętam, że na jednym z tych obozów rozmawiałam z każdym z zawodników. Jako, że był to ostatni rok Marty, zapytałam ją czego tak naprawdę chce. Bo jak ktoś ma 16 lat i za chwile ma wybrać życiową drogę, to jeżeli ma wstawać codziennie o 5 rano to musi wiedzieć w tym sens. Zapytałam jej czy chce zdobyć medal Mistrzostw Polski. Ona na to - ale ja? Ale czy ja mogę coś takiego zrobić? Przecież byłam piętnasta na Mistrzostwach Polski w tym roku. Ja mówię - no byłaś, ale masz papiery na to żeby ścigać się o pudło. I ona wtedy powiedziała - okej, wchodzę w to. I zdobyła srebrny medal Mistrzostw Polski. Dla wszystkich był to szok. Jak dziewczyna, która rok wcześniej była 15, w ogóle nie liczyła się w rankingach, nagle zdobywa medal, zostaje powołana do kadry, jedzie na Mistrzostwa Europy, tam też ociera się o medal. Nie ukrywam, że dla niej to było bardzo nobilitujące, ale również dla mnie, bo to był mój pierwszy medal Mistrzostw Polski jako trenerki, w pierwszym roku pracy. I tak mówię - a pewnie to przypadek, pewnie inni trenerzy też myślą, że to przypadek, że przychodzi jakiś tam żółtodziub i ma farta. Ale udało się to powtórzyć. Aż do 2014, rok po roku mamy taką perełkę na Morenie i ta pałeczka z indywidualnym sukcesem Marty, jest przekazywana więc zaczynam wierzyć, że to nie był przypadek.

- Ten medal był w trójboju?
- Tak, Marta była wtedy trójboistką czyli pływała, biegała i strzelała. Trenowała to do końca trzeciej klasy gimnazjum. W 2011 r. musiała podjąć kolejną życiową decyzję. Można powiedzieć, że znalazła się na rozstaju dróg. Dostała propozycję wyjazdu do Ośrodka Szkolenia Sportowego Dzieci i Młodzieży w Warszawie, czyli tak naprawdę powołanie do kadry. Są dwa takie ośrodki, pod Zieloną Górą i właśnie Łomianki, pod Warszawą. Jej rodzice na początku byli za, potem przeciw. Skończyło się na tym, że Marta mogła zabrać ze sobą młodszego brata, też bardzo dobrego zawodnika, żeby było im raźniej, ale się nie zdecydowali. Marta ze swoim uporem maniaka twierdziła, że może chodzić do normalnej szkoły, może rano pływać, po południu iść na szermierkę, a wieczorem jeszcze biegać. I tak było. I niestety, mówię niestety bo włożyła w to bardzo dużo pracy, nie miała czasu na naukę, przyjaciół czy rodzinę, zapłaciła za to sporą cenę, a w czwórboju nie znalazła się na podium Mistrzostw Polski. Była wysoko, owszem, ale nie na tyle wysoko żeby zostać powołana do kadry Polski.

%f6
...no, czy te oczy mogą kłamać...

- I dlatego z tego zrezygnowała?
- Nie. Dalej miała możliwość pójścia do ośrodka, dalej z uporem maniaka trenowała. Trójbój trenuje się dwa lata, tak samo czwórbój i będąc 19-latką podejmuje się decyzje, albo cały pięciobój czyli dochodzi jazda konna, albo dajemy sobie spokój i szukamy alternatywy, a Marta powiedziała mi – sorry, ale na konia mnie nie wsadzisz. Więc ja mówię - okej, poczekam rok, dam Ci spokój, napiszesz maturę, dostaniesz się na studia i wsadzę Cię na rower. I udało się. To była jej decyzja. Teraz Marta jest o wiele bardziej świadomą zawodniczką niż podczas naszej rozmowy na obozie. Ale ja zawsze uważałam, że zawodnik daje 50%, a drugie tyle trener. To nie może być tak, że każdy gdzieś tam w swoją stronę wózeczek ciągnie. Jeżeli ona widzi oparcie we mnie, widzi, że jest praca, zaangażowanie, to tyle samo musi dać z siebie. Ani zawodnik nie może chcieć za trenera, ani trener za zawodnika, bo wtedy to przeważnie nie wychodzi. Z Martą było tak, że faktycznie okres trzeciej klasy był takim rokiem przestojowym. Powiedziałam jej żeby tylko biegała i podtrzymywała pływanie. Ona bardzo mało wtedy pływała, ale biegała dosyć systematycznie, 3-4, czasami 5 razy w tygodniu. Nie odpuszczała tej konkurencji, która jest jej koronną. I ten rok bardzo dużo jej dał. Wystartowała pierwszy raz, tak po prostu, bez namowy. Była w moim rodzinnym mieście czyli Chodzieży. Ja mówię – spróbuj, ona postawiła mi warunek – dobra, ale z Tobą. No i wystartowałyśmy i zaczęło ją to kręcić. A jak zaczęło ją to kręcić, to zaczęła poświęcać temu więcej czasu i w tym roku ponownie podjęłyśmy decyzję, że jeżeli w to wchodzimy, to wchodzimy pełną parą. Albo robisz coś dobrze, albo nie robisz tego wcale.

- Czujesz satysfakcję, że miałaś tak duży wpływ na jej sportową drogę?
- To nie jest tak, że ona mi wiele zawdzięcza. To ja też potrafiłam odnaleźć się w roli trenerki dzięki takim zawodnikom, których nie trzeba wyciągać za uszy i z którymi praca jest po prostu przyjemna. Ale owszem, śmiejemy się czasami, że ciekawe co by robiła gdyby nie ja w 2010 roku. Jak widzi koleżanki w swoim wieku z wózkiem, albo z fajkami na mocno zakrapianych imprezach i myśli – ooo może… Dlatego na pewno bardzo się cieszę, że poszła tą drogą i miło mi się obserwuje jej rozwój, bo naprawdę rozwija się wzorcowo i oby to trwało.

%f8
...nawet gdyby coś Marta kombinowała, to Monika już czeka na nią na brzegu...

- A zdarzały wam się jakieś spięcia czy nieporozumienia w relacjach trener-zawodnik?
- Zdarza się, jasne, nie zawsze jest kolorowo, ale na treningu nie ma dyskusji. Jeżeli Marta mi ufa i jeżeli wie, a wie, że wszystko idzie w dobrym kierunku, to kiedy coś jest nie tak, daje jej chwile do przemyślenia, niech ochłonie bo wiem, że musi. Wtedy przychodzi, mówi – dobra miałaś rację, przepraszam, gdzieś tam chciałam, być za bardzo do przodu. Ona zawsze potrzebuje czasu. Ale to nie jest tak, że wychodzi na moje. Po prostu staram się jej wytłumaczyć i suma summarum dochodzimy do wspólnego wniosku, że taka, a nie inna decyzja była jednak słuszna.

- Jakie są wg Ciebie jej najmocniejsze strony?
- Upór.

A najsłabsze?
Powiem tak… 9 maja Marta pobiegła 10 km w Gdyni. Jak byśmy rozmawiały 2 tygodnie przed startem, powiedziałabym, że nie widzi swoich mocnych stron, że nie do końca w nie wierzy. Ale wydaje mi się, że właśnie to przełamała. Bo trenując, startując, osiągasz jakieś wyniki i albo je akceptujesz albo nie, albo są one dobre albo nie. Zawsze się analizuje. Oczywiście gdzieś tam jest i cały czas będzie ta iskierka zabawy, ale z drugiej strony jest chęć osiągnięcia sukcesu. Trzy tygodnie temu startowała w aquathlonie w Rumi gdzie poszło jej średnio i się podłamała. Wyjechałyśmy na obóz do Chodzieży. Tydzień dosyć solidne przetrenowała i 3 maja wystartowała na gdańskim AWF-ie, w triathlonie sprinterskim, gdzie bardzo dobrze pobiegła, a był zaledwie tydzień różnicy pomiędzy aquathlonem w Rumi, a tym triathlonem w Gdańsku. I przez ten tydzień tak wiele się wydarzyło, że ona była w stanie na kilometrze biec 20 sekund szybciej. I to nie są cuda. To nie jest tak, że ktoś ma czarodziejską różdżkę, przyłoży i dzisiaj pobiegniesz tak. Nie, to jest właśnie praca, ale też inna głowa bo jej forma nie uległa zmianie z tygodnia na tydzień, ale odblokowała się psychicznie. Natomiast w ten weekend bardzo fajnie pobiegła w Gdyni, zrobiła życiówkę. Ja nigdy tak szybko nie biegałam i cholera zazdroszczę jej. No ciężko mi powiedzieć… Ciało ma przygotowane, mięśnie i serducho też, tylko nie zawsze wierzy, że jej się uda.

%f4
...a jak trzeba to wskoczy do wody, aby wszystkiego dopilnować. Tak, aby na końcu walki obie Panie mogły wznieść palce w geście zwycięstwa.

- A gdzie widzisz ją w przyszłości?
No jak to gdzie? Igrzyska Olimpijskie (śmiech). Nie no, nie chcemy presji. Oczywiście to nie jest tak, że się o tym nie mówi, bo ja nie wierzę takim zawodnikom, którzy mówią -  ja się tylko tym bawię.

- Marta tak właśnie mówiła…
- Marta ma koleżankę z pięcioboju, z którą obiecały sobie, że zrobią wszystko żeby spotkać się pod miasteczkiem olimpijskim w 2020 roku. Do tego roku zostało jeszcze 5 lat. Będzie bardzo trudno, ale chyba po to wstaje każdego dnia skoro świt żeby realizować swoje cele, spełniać marzenia i sięgać po te najwyższe laury. Nie wierzę i za dobrze znam Martę żeby nie zajrzeć do głębi jej serca. Na pewno myśli też o medalu Mistrzostw Polski w triathlonie, ale każdy po to trenuje i startuje w triathlonie olimpijskim, żeby walczyć o Igrzyska Olimpijskie. Dla mnie to jest oczywiste.

Rozmawiała Natasza Duszkiewicz
Foto: Paweł Seelieb oraz archiwum prywatne Marty i Moniki
 
Powrót do listy