Piotr Suchenia: Z podniesionymi ramionami, a nie na czworaka

Biega od 25 lat. Nieustannie poszukując nowych wyzwań, w kwietniu 2016 roku, startuje w North Pole Maraton - Startowałem w Bangkoku, na Majorce i w różnych innych maratonach, ale chciałem czegoś bardziej ekstremalnego. I nic bardziej ekstremalnego nie znalazłem – mówi Piotr Suchenia. Oprócz biegania, marzy mu się również triathlon - Na pewno będę chciał ukończyć Ironmana. Ten dystans jest również bardzo fajnym wyzwaniem – dodaje.

- Powiedziałeś, że maraton nie uznaje kompromisów i bardzo dosadnie ukazuje wszystkie słabe strony człowieka. Co miałeś na myśli?
- Maraton jest pięknym dystansem, ale z drugiej strony niewdzięcznym i paskudnym, który nie wybacza błędów w treningu. Jeżeli coś przekombinujemy, będziemy trenowali za długo albo za krótko, to w pewnym momencie on pokaże nam tę czarną stronę biegania. Do maratonu trzeba być bardzo dobrze przygotowanym. Musimy zrobić odpowiednią objętość treningową, odpowiednią intensywność, z którą nie możemy przesadzić. Żebyśmy mogli przekroczyć metę z uśmiechem na ustach, z podniesionymi ramionami, a nie na czworaka, jak niektórzy, niestety.

- A jakie są Twoje słabe strony jako sportowca?
- Jestem zawodnikiem, który ma tendencje do samodestrukcji. Czyli lubię się, w cudzysłowie, sponiewierać na treningu. Pomimo tego, że biegam 25 lat, a w maratonie jestem już od 2002 roku, lubię nie raz przesadzić ze wszystkim.

- Ale chyba lepiej w tę stronę niż na odwrót?
- No, nie do końca. Lepiej być niedotrenowanym niż przetrenowanym, bo można zrobić sobie krzywdę. Szczególnie jak nie ma się 18 lat tylko teraz, już się śmieję, bo wchodzę w wiek weterana.  Niby 35 lat, niby człowiek jest młody, pełny siły, ale z drugiej strony ten pesel już jakoś inaczej wygląda.

- Powiedziałeś też, że jako pierwszy z Polaków chcesz stanąć na podium North Pole Maraton, albo nawet go wygrać. Myślisz, że się uda?
- Tak, marzy mi się. Do tej pory startowało tam trzech reprezentantów naszego kraju. Zajęli odległe pozycje. Ale sam fakt, że ukończyli ten bieg jest dużym wysiłkiem, bardzo dużym przedsięwzięciem . Czapki z głów dla tych uczestników. Ja jestem jeszcze na takim etapie, że chciałbym wygrywać i marzy mi się podium. Z drugiej strony wychodzę z założenia – mierz siły na zamiary i nie chwal dnia przed zachodem słońca. Pierwsza trójka jest jednak realna.

- Czego obawiasz się najbardziej w tym starcie?
- Wiatru. Nie lubię biegać jak wieje.  To, że jest zimno – okej. Robiłem długie treningi w takich temperaturach. Może nie w minus 30, ale minus 20-kilku i było wszystko dobrze. Ale jak wieje to jest ciężej. Nie jestem zawodnikiem siłowym, a szybkościowym. Poza tym bieg rozgrywany jest na pętlach. Jeżeli 40 osób przebiegnie po tej pętli to śnieg staje się taki zmielony.  Do tego dochodzi siła wiatru i to może być dużym wyzwaniem.

- Skąd pomysł na takie wyzwanie?
- To zrodziło się dawno temu. W 2012 roku pojechałem na Midnight Sun Maraton w Tromso. Piękny maraton w dzień polarny, cały czas świeci słońce. Udało mi się dobiec na trzeciej pozycji. Potem nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zacząłem szukać czegoś jeszcze wyżej, jeszcze dalej. Startowałem w Bangkoku, na Majorce i w różnych innych maratonach, ale chciałem czegoś bardziej ekstremalnego. I nic bardziej nie znalazłem.

- Jak idą przygotowania?
- Niestety po japońsku, czyli jako tako. Po sierpniowym maratonie i dość uciążliwej kontuzji, która przytrafiła mi się „na chwilę” przed startem (nadwyrężenie przyczepu mięśnia skośnego brzucha) wracam powoli do treningu, który jest zupełnie inny, niż dotychczas. W przygotowania wplotłem treningi na rowerze górskim, pływanie i oczywiście bieganie, ale nie w takiej ilości, jak dotychczas. Przypomina to bardziej trening triathlonowy niż biegowy, ale najważniejsze, że parametry tlenowe poprawiają się z tygodnia na tydzień, więc jest dobrze. Pewnie czytelnicy zastanawiać się będą skąd taka zmiana? Mianowicie mailowałem sporo ze zwycięzcą tegorocznym NPM, który przygotowywał się do tego biegu stosując normalny triathlonowy trening i wyszło mu to na dobre. Jedyna zmiana, którą zastosował to spokojny jogging w chłodni przemysłowej w temperaturze – 26 C, więc jakby ktoś z czytelników wiedział, gdzie z takiego udogodnienia można skorzystać, proszę o kontakt. Po drodze do maratonu na Biegunie Północnym planuję start w Polar Halfmarathon w Tromso w styczniu, Zimowy Ultramaraton Karkonoski i może po drodze wystartuję jeszcze w jakimś ciekawym zimowym biegu. Na razie 2 grudnia jadę na długo oczekiwany urlop, który rozpocznę oczywiście startem w maratonie a dokładniej w Reagge Marathon na Jamajce.

- Oprócz tego, że biegasz jesteś też trenerem triathlonistów. Co jest najtrudniejsze w uczeniu innych?
- Najtrudniejszą sprawą jest to żeby nie zrobić z nich zawodników, którzy tylko idą na zawody, wygrywają czy osiągają dobre wyniki. Żeby myśleli o tym co robią i jak to działa w ich życiu. Nie będę do końca życia trzymał ich za rączkę. Jak skończy się praca trener – zawodnik, nie chciałbym, aby nie wiedzieli co robić. Jak trenować.  Chciałbym, aby wynieśli z mojej pracy trochę wiedzy teoretycznej i pewnych nawyków. Żeby zawodnik wiedział co ma zrobić, dlaczego i po co.

- Wolisz trenować siebie czy innych?
- Zdecydowanie innych. Trenowanie siebie jest nudne, ponieważ my bardzo dużo od siebie wymagamy. A z drugiej strony dajemy sobie przyzwolenie na niezrealizowanie jednostki treningowej. Ponadto  trenowanie siebie jest bardzo ciężkie i nie daje tylu satysfakcji, tylu miłych chwil jak trenowanie innych. Bo jeżeli mamy zawodnika, który osiąga życiowy rekord, wbiega z uśmiechem na metę, zdobywa medal czy puchar, to od razu nas to buduje. Czujemy się spełnieni, czujemy, że praca, którą wykonujemy ma sens. A jeżeli ja sam siebie trenuje i coś tam osiągam – okej, to jest fajne, ale nie daje takiej satysfakcji.

- Trenujesz biegaczy, triathlonistów. Dlaczego sam nie uprawiasz tej drugiej dyscypliny?
- Miałem krótki epizod w triathlonie. Wystartowałem w kilku połóweczkach, w kilku krótszych dystansach. Przestałem przede wszystkim ze względu na czas. Nie mam go tyle, aby trenować i przygotowywać się do takiego wyniku, jaki chciałbym osiągnąć. Jeszcze jestem na takim etapie, że interesują mnie bardziej wyniki i rywalizacja sportowa, a nie stricte ukończone zawody. Dlatego stwierdziłem, że w dystansie ? IM i dłuższym, bo o takim myślę, chcę osiągnąć wynik poniżej 4,5 h, a nie mam na to czasu. Tylko i wyłącznie.

- Czyli jak znajdziesz czas to można liczyć, że zobaczymy Cię gdzieś w triathlonie?
- Na pewno będę chciał ukończyć Ironmana. Ten dystans jest również bardzo fajnym wyzwaniem. Dużo pływania, dużo roweru i na koniec wisienka w postaci maratonu. Cele są, zamiary są, ale brakuje  czasu.

- Od kilku osób słyszałam już, że samo bieganie jest nudne. U Ciebie też tak jest?
- Tak. Trening biegowy jest nudny. Szczególnie wytrzymałościowy, do maratonu, bo chodzi o przebiegnięcie kilometrów. Różnymi prędkościami, różnymi dystansami. Oczywiście trzeba wplatać w to różne inne treningi. Siła biegowa, przyspieszenia i inne zabawy biegowe, ale to dalej jest tylko bieg. W triathlonie jest i to i to i to. Jeżeli jest paskudna pogoda i nie chce nam się wyjść na rower, możemy pokombinować żeby podobną intensywność zrobić w wodzie czy w innych warunkach. To jest fajne urozmaicenie treningu.

- Próbowałeś już biegania i triathlonu. Co daje Ci większą radość?
- Jeszcze bieganie.

- A gdybyś miał zdecydować - tylko triathlon albo tylko bieganie, co byś wybrał?
- Ciężkie pytanie. Teraz dysponuje takim czasem, a nie innym i na razie byłoby to bieganie. Ale jeżeli tego czasu byłoby więcej, poszedłbym w triathlon, na pewno.

Rozmawiała Natasza Duszkiewicz
Foto: z archwium prywatnego Piotra Sucheni

 
Powrót do listy