Pianka sailfish trafi w ręce...

Aktualizacja 19 maja 2015,
dwa miesiące przed startem w imprezie docelowej Triathlon Gdańsk, poznaliśmy zwycięcę konkursu, w którym nagrodą jest pianka sailfish Vibrant. Można powiedzieć, że walka o drugą skórę zaczęła się już podczas pierwszego spotkania uczestników programu "Aktywuj się w Triathlonie". Trenerzy przez cały czas mieli za zadanie obserwować najbardziej aktywnych uczestników. Każdy z nich zgłosił swoje kandydatury. Tak wyłoniona została finałowa czwórka: Dorota, Kasia, Waldek i Ula, których zadaniem było przekonać komisję konkursową, że to właśnie jej należy się nagroda (wszystkie prace poniżej - dop. red) Oprócz przedstawiciela sponsora firmy sailfish, organizatorów MOSiR-u i Radia Gdańsk dodatkowy głos przypadł, na prośbę Iwony, także uczestnikom programu. I tak najpierw odbyło się głosowanie Aktwynych, a następnie pozostały osoby oddały swoje głosy. I w ten sposób poznaliśmy laureata:

A jest nim.... Dorota Chmielowiec

Gratulujemy wszystkim finalistom. Z przyjemnością oglądało, czytało się Wasze prace. Niestety, zwycięzca mógł być tylko jeden. Wybór nie był prosty, ale ostatecznie zdecydowaliśmy. Z laureatką skontaktujemy się drogą mailową.


***
Cztery osoby z programu "Aktywuj się w triathlonie" walczą o piankę sailfish. Dorota, Kasia, Ula i Waldek przesłali prace, które zaskakują. Jest coś do poczytania, uśmiechu, a może nawet niektórzy się wzruszą. Pytanie kto wygra?


Konkurs wchodzi w decydującą fazę. Prezentujemy cztery prace. Kasia i Ula postanowiły przekonać jury słowem pisanym ozdobionym zdjęciami. Ula nawet kilkoma. Dorota i Waldek postawili na graficzne rozwiązanie. Poniżej prezentujemy, stosując kolejność alfabetyczną, wszystkie prace. Ogłoszenie zwycięzcy w przyszłym tygodniu.

Dorota Chmielowiec, czyli kilka chwil z życia przyszłej triathlonistki...


%f12

 

Katarzyna Kaczkowska, czyli wszystko jest możliwe...

%f1

 „Wszystko jest możliwe....
  Niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu...”

To motto przyświeca mi każdego dnia, odkąd zaczęłam przygotowania do najważniejszego startu w życiu - TRIATHLONU! Budzę się z tą myślą i kładę się z nią spać, powtarzam jak mantrę na każdym treningu, zwłaszcza pływackim. Wyobrażam sobie moment startu. Serce zaczyna bić coraz szybciej, tętno przyspiesza, wydziela się adrenalina, która z pewnością towarzyszy każdemu podekscytowanemu zawodnikowi. W powietrzu wyczuwalne jest napięcie przed startem. Odliczanie i start. Wszyscy wbiegają  do wody... STRACH!
                            
PIANKA - SPLOT WYDARZEŃ
Dzwoni telefon. Odbieram. Kolega pyta, czy widziałam już listę uczestników programu „Aktywuj się w triathlonie”? Zaskoczona usłyszałam, że moje nazwisko jest na tej liście - „Ja się nie dostałem, ale tobie się udało, weźmiesz udział w przygotowaniach do triathlonu!” Z radości zaczęłam krzyczeć do słuchawki, nagle cisza - „ Co się stało”? Mam szansę zrealizować marzenie, ale jak ja na to wszystko znajdę czas? I najważniejsze PRZECIEŻ JA NIE UMIEM PŁYWAĆ! Ale co tam „wszystko jest możliwe, niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu...”

Z tą myślą poszłam na pierwszy trening pływacki. Cała grupa weszła do wody i mięliśmy po prostu pływać. Pierwsze 25 m przepłynęłam „turystyczną żabą” z głową na powierzchni - odpoczynek - powrót 25 m „pseudo kraulem” - odpoczynek. Trener się zapytał dlaczego zmieniam style i czemu nie płynę dalej? Odpowiedziałam, że nie jestem w stanie przepłynąć kraulem więcej niż 25 m. Usłyszałam „wyjdź z wody i przejdź na mały basen”.

MAŁY BASEN
Razem z innymi osobami, które były na podobnym poziomie zaawansowania zaczęliśmy naukę pływania od podstaw na małym basenie. Treningi odbywały się pod okiem młodego trenera Dawida Dobroczka ze szkoły pływania Argonaut, który z ogromną cierpliwością, przekazywał nam podstawową wiedzę na temat poszczególnych stylów pływackich. Teoria poparta praktyką. Ze szczekającymi z zimna zębami uważnie słuchaliśmy tego co mówi, a potem próbowaliśmy to odzwierciedlić w pływaniu. Łatwo nie było, ale wiedzieliśmy, że bez podstaw nie będziemy dobrymi pływakami. Nikt nigdy nie namówił mnie żebym zanurzała głowę podczas pływania krytą żabą. Jemu się to udało. Ciężko było zsynchronizować ruch rąk i nóg do tego jeszcze głowa i oddech. W każdym stylu było zawsze jakieś ale... Męczyłam się okrutnie, aż w końcu zaskoczyło.  
Z zazdrością zerkałam na ludzi pływających w dużym basenie. Pływali bez przerwy basen za basenem i w dodatku nieźle technicznie. A my jak dzieci uczyliśmy się pływać. Teraz już wiem, że to wszystko miało głębszy sens. Trener powtarzał - „zobaczycie niedługo będziecie pływać tak jak oni, dorównacie im, mamy dużo czasu, żeby przygotować się do startu w lipcu”. Bardzo miło wspominam czas spędzony na małym basenie. Zrobiliśmy duże postępy w pływaniu, poznaliśmy się bliżej i zintegrowaliśmy.

DUŻY BASEN
Przyszedł czas żeby przejść na duży basen. To czego nauczyliśmy się na małym basenie, trzeba było wykorzystać na dużym, żeby móc pływać. Brak wypływanych kilometrów dawał się we znaki, zmęczenie brało górę do tego słaba technika. Słyszałam od trenera „wyprostuj biodro, nogi są za ciężkie, zbyt umięśnione od biegania i dlatego cię hamują, mielisz wodę i pływasz w miejscu”, rzeczywiście wszyscy mnie wyprzedzali, a ja łapałam za koraliki i się przesuwałam, albo „nie tak układasz ręce w wodzie, musicie wyczuć wodę”. W takich momentach przychodziły chwile zwątpienia, ale trenowałam dalej pracując nad poprawą techniki.

Nieraz było tak, że z czymś nie dawałam rady, za bardzo chciałam, ale niestety nie wychodziło. Od razu Dawid „wzywał mnie na dywanik” i mówił: ”odpuść sobie, przestań się skupiać na tym, co ci nie wychodzi i rób swoje.” No i robiłam. Trener robił wszystko żebyśmy pływali coraz lepiej, rzeczywiście było widać progres, co cieszyło. Dziękujemy mu dziś za to. Niesamowici są też „Aktywni” - ludzie, z którymi spędzam długie godziny na basenie. Wspieramy się nawzajem i dzielimy spostrzeżeniami, wygłupiamy i ścigamy. To wielka wartość i sama przyjemność trenować z nimi!

WYWIAD
Trener poprosił mnie, abym wraz z koleżanką udzieliła wywiadu w Radiu Gdańsk na temat naszych przygotowań pływackich do startu w Gdańskim Triathlonie, który odbędzie się 19 lipca. Czekając na wywiad siedzieliśmy w małym gronie i rozmawialiśmy na temat treningów. Był z nami także wicedyrektor MOSIR-u Marcin Wojciechowski, który już w poprzednich latach startował w Triathlonie. Wielki pasjonat sportu z dużym bagażem doświadczeń sportowych. Powiedział rzecz, którą wzięłam sobie do serca: „Musicie się skupić na tym, co wam sprawia najwięcej trudności, na dyscyplinie, w której czujecie się najsłabiej”. Pomyślałam, że ma rację, muszę skoncentrować się na pływaniu. Z jazdą na rowerze i bieganiem przecież sobie poradzę. Zaczęłam chodzić 3 razy w tygodniu na basen. Były lepsze i gorsze dni, u wszystkich było je widać jednak dalej ciężko trenowaliśmy.

NA STARCIE BEDZIECIE PŁYWAC W PIANKACH
Któregoś razu na treningu pływałam na jednym torze z kolegom, który brał udział w poprzedniej edycji programu „Aktywuj się w Triathlonie”. W tym roku przygotowuje się do startu razem z synem. Marcin rzucił hasło: ”Co wy się martwicie, ubierzecie piankę i popłyniecie. Ona wam ułoży sylwetkę i doda prędkości”. Czy rzeczywiście tak będzie? A więc jest NADZIEJA, że przepłynę ten dystans. PIANKA TRIATHLONOWA magiczne słowo, które dało mi nadzieję - dzięki Marcin :)

TESTY PIANEK SAILFISH
Zorganizowano nam testy pianek triathlonowych firmy sailfish. Nie mogłam się doczekać kiedy po raz pierwszy ubiorę piankę, o której tak dużo słyszałam i popłynę. Ubrałam JĄ i weszłam do wody. Zaczęłam pływać jak „szalona”. Pianka ułożyła mi sylwetkę. Pływałam poprawniej technicznie, szybciej, nie męczyłam się. Byłam „wniebowzięta” - wow  bardzo chciała bym mieć taką piankę - pomyślałam. Dziewczyna, która pomagała nam zakładać pianki powiedziała, że dobra pianka jest jak druga skóra, jeśli ją dobrze dopasujesz to na starcie będzie połowa sukcesu. Uwierzyłam w to. Pianka da mi poczucie bezpieczeństwa, pozwoli przepłynąć bez problemu cały dystans. Gdy wyszłam z testów napisałam na Facebooku komentarz: ”Trenerze wystarczyło 20 minut żebym w piance nauczyłam się pływać kraulem :)”.

Pełna euforii i wiary w to, że się uda powróciłam do treningów pływackich. Nadal ciężko trenuję i słucham tego, co mówi trener, ale mam wiarę, że w dobrej piance uda mi się dopłynąć do mety – zwłaszcza, że jeszcze pół roku temu nie umiałam pływać.

Pianka triathlonowa jest jedną z ważniejszych składowych sprzętu triathlonisty. Dla mnie jest najważniejszą. Dlaczego? Mam świadomość, że kiedy zaczniemy treningi na otwartym akwenie to czego nauczyłam się na basenie może nie wystarczyć. Towarzyszy mi strach przed pływaniem na otwartych wodach, przed startem wśród setek zawodników wbiegających do wody, przed „pralką” jaka będzie na trasie. Myślę, że nie tylko ja się tego obawiam. Pianka daje mi POCZUCIE BEZPIECZEŃSTAWA, WIARĘ i NADZIEJĘ w to, że wystartuję w Triathlonie i go ukończę:)

 Mało tego, jak u większości z was Triathlon stał się częścią mojego życia, mojego i moich bliskich. Wpisał się na stałe w codzienne obowiązki. Każdą wolną chwilę poświęcam na treningi. Bywa, że jestem zmęczona, przetrenowana, niewyspana, nie chce mi się iść na trening, a mimo to trenuje dalej, bo jestem nim zafascynowana. Jest w nim coś tajemniczego, silnego, coś co mnie pociąga do dalszego działania. Gdy mnie pytają, „co u ciebie słychać?” z dumą odpowiadam, że przygotowuję się do startu w Triathlonie. On stał się moją życiową pasją, chcę aby mi towarzyszył podczas mojej przygody ze sportem przez długi czas. Chcę się nim bawić, chcę trenować, startować, a z czasem może wygrywać? Życzę tego sobie i Wam „Aktywni”:)
 
%f2

Podążając za głównym bohaterem filmu „Ze wszystkich sił” Paulem pragnę walczyć z demonami, pokonywać słabości i niedoskonałości. Chcę, aby niemożliwe stało się możliwe, by kiedyś móc spełnić swoje marzenie i stanąć na mecie zawodów IRONMEN  krzycząc - ZWYCIĘŻYŁAM!
 
Ps. Zakochana w Triathlonie wariatka:) Kasia Kaczkowska

 

Waldemar Miś, czyli wyjść z wody bez wstydu...

%f3

Urszula Sertel, czyli na roślinach też się da...


Moja przygoda zaczęła się bardzo niewinnie. Koledzy z pracy przesłali linka z konkursem na uczestnictwo w programie "Aktywuj się w Triathlonie". Pomyślałam, a co mi szkodzi, nie miałam pojęcia co się kryje pod pojęciem Triathlon. Burza mózgu, dokończyć zdanie, hmm i co tu naskrobać… :) Łukasz podpowiada: Chcę wziąć udział w Triathlonie, by mięsożercy mogli oglądać moje plecy. Rozchichotałam się przed monitorem ale stwierdziłam, że użyję innej argumentacji :).

Jednocześnie nie ukrywam, iż wielu wegan dopinguje mnie, pokazując innym, że na roślinach też da radę. Z jednej strony nie sądziłam, że mam szansę się dostać, a z drugiej, niecierpliwie czekałam na maila zwrotnego z odpowiedzią. Udało się , trochę zszokowana, że co? Że ja? Oczywiście kumple z firmowego teamu roznieśli wieści, więc doping jest :D Z wrażeń i emocji przez tydzień nie mogłam spokojnie zasnąć.

Spotkanie organizacyjne + poznanie uczestników + najbliższych zajęć/treningów = nieopisana radość.

Samej trudno by było mi zmobilizować się i systematycznie wykonywać treningi do trzech kompletnie innych dziedzin sportu. Biegało się zawsze, czy to w szkole, czy spiesząc się na autobus, albo przed deszczem :). Rower dla mnie – tabu – ostatnio siedziałam na rowerze w wieku 17-18 lat czyli 12 lat temu tj. opisywałam w poście o Łebie : https://www.facebook.com/aktywujsiewtriathlonie/posts/1595422624033893:0
Taka podekscytowana, tyle nowego w moim życiu, pierwszy raz na siłowni,

pierwszy spin,

pierwsza bieżnia

Pierwszy kontakt z profesjonalnymi trenerami. Tak jak w pracy: EMOCJE DO PEŁNA :) Oprócz zapoznawania się ze sprzętem, potrzeba chłonięcia jak najwięcej wiedzy. Trenerzy przekazywali i przekazują ciągle multum wiedzy, chłonę wiedzę jak gąbka, chciałoby się nosić ze sobą wszędzie kajet i spisywać każdą wiedzę nawet najmniejszą wskazówkę. Na basenie trochę z notatkami by było trudno ;)

Pływanie...

Na basenie z profesjonalnymi trenerami nigdy nie byłam, z resztą „wydawało” mi się, że umiem pływać. Moja historia z pływaniem zaczęła się w najgłębszym jeziorze w Polsce – Hańcza w wieku 6lat.

Tato wrzucił mnie do wody i trzeba było machać rękami i nogami by dopłynąć do brzegu :)

%f7
Ula pierwsza z prawej
 
Od tamtej pory ja i woda byliśmy jednością. Uwielbiałam jeziora, gdyż jedynie tam miała możliwość próbowania swoich umiejętności. W tamtych czasach nawet nie znałam pojęcia basen. Do morza też było daleko, ponad 100 km. Jak udało się wybrać nad jakieś jezioro i był pomost to zawsze przyglądałam się pływającym „ładnie” żeby wprowadzić to w moją „technikę” pływacką. Po kilku latach wydawało mi się, że umiem pływać, co prawda żabą, albo na plecach ale zawsze było to unoszenie się na wodzie. Kraul to było dla mnie nieosiągalne pojęcie, technika. Kilka razy zachłysnęłam się wodą i od tamtej pory jak miałam się zanurzyć zatykałam nos. Żartowano sobie ze mnie, że trzymając tak nos będę jak Pinokio :) Na szczęście, nieszczęście moje pływanie  ograniczało się co roku do kilku dni w wakacje więc tak bardzo się nie wydłużył :D

Te kilka dni mogłam siedzieć godzinami w wodzie, trzeba było mnie wyciągać z wody siłą, jak mi już zęby z zimna zgrzytały :) Hmmm … szkoda, że wtedy nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak pianka :). Właśnie pianka, pierwszy raz widziałam na żywo na pierwszych zajęciach na basenie. Pierwsze zajęcia w basenie dały kolejny stos wiedzy. Punkt pierwszy, najistotniejszy myślę to „wydawało” mi się, że umiem pływać :). Weszliśmy do dużego basenu i Dawid powiedział, że mamy pokazać co potrafimy. Wiedziałam, że kraul jest mi obcy ale myślałam, że moja żaba to żabka. Zostałam nominowana do małego basenu i uważam, że to było najlepsze co mogło mnie spotkać. Nauczyłam się pływać „prawdziwą” żabą, pod wodą zapomniałam, że się  zatyka nos, a pojęcie i styl „kraul” nabrały nowego wymiaru :)

Kraul pokazał, że ręce pracują dobrze,

ale nóżki słabo chcą pracować.

Pocieszyło mnie stwierdzenie Dawida, że mając dobrej jakości i dobrze dopasowaną piankę, nogi będą wymagały mniej wysiłku. Uradowała mnie ta wiadomość ale jak do tego się zabrać? Dużo pytań? Dużo więcej odpowiedzi? Jaka by była najlepsza dla mnie? Zapisałam się na przymiarki, zadowolona, że ruszę z tematem, a tu okazało się, że jest Gdyński Bieg Urodzinowy. Niestety nie posiadam auta i nie udało mi się dotrzeć na czas :/ Przeminęło z wiatrem… A teraz dzięki docenieniu mnie przez trenerów mam możliwość otrzymania mojej drugiej skóry startowej. Bez uprzednich selfie z sailfishem, poprzez przekazanie mojej historii i doświadczenia z wodą czy mogłabym otrzymać piankę neoprenową sailfish, hmmm okaże się :)

Ula Sertel

 
Powrót do listy