Mistrz Adam Korol: emeryt tylko na papierze

Skąd znaleźć w sobie motywację do treningu? Najlepiej wie o tym Adam Korol, który przecież już niczego udowadniać nie musi. Mistrz olimpijski i wielokrotny wioślarski mistrz świata nie spoczął na laurach. Po odłożeniu wioseł startuje w triathlonie.
 

%f1


Wiktor Miliszewski: Skąd w ogóle pomysł na trenowanie triathlonu?

 

Adam Korol: Trenowaniem tego nie można nazwać. Po zakończeniu kariery chciałem jakoś zapełnić sobie czas, który wcześniej poświęcałem na trening. Stwierdziłem, że najlepiej uprawiać dyscyplinę zbliżoną do mojej, czyli opartą na charakterze wytrzymałościowym. Padło na triathlon. To była taka pierwsza myśl. Druga to przebiegnięcie maratonu, ale oba te wyzwania fajnie się ze sobą łączą.

W.M.: I ta walka o kolejne osiągnięcia jest porównywalna z karierą wioślarską?

A.K.: Presja na wynik jest nieporównywalnie mniejsza od tej, którą miałem, gdy jeszcze trenowałem jako zawodowiec. Chciałem po prostu spróbować sił.

W.M.: Spróbował Pan i...

A.K.: Wystartowałem w pierwszym triathlonie, po którym powiedziałem, że nigdy więcej… Tak się zajechałem (śmiech). Zastanawiałem się, w co ja się wpakowałem, po co mi to było. A po kilku dniach, kiedy już ból nóg, którego nie doświadczyłem chyba nigdy podczas całej mojej zawodowej kariery sportowej minął zmieniłem zdanie. Powiedziałem sobie, że skoro coś było nie tak, to muszę spróbować jeszcze raz.

W.M.: Coś się zmieniło?

A.K.: Wyciągnąłem wnioski. Po tamtym starcie zrozumiałem, że moje przygotowania były złe. Zmieniłem je, razem z fachowcami ustaliłem, co trzeba poprawić. Problem tkwił w zmianach. A konkretnie przejście z roweru na bieg. Do pierwszego startu podszedłem trochę zbyt pewny siebie, chociaż nigdy nie trenowałem roweru i biegu razem. Jak zsiadłem z roweru to po trzech kilometrach biegu  myślałem tylko o zejściu z trasy. Na rowerze jechałem na złej kadencji. Była za ciężka. Chociaż prędkość była dobra, to później nie mogłem biec. Jak widać człowiek uczy się na błędach.

W.M.: Czyli zwolnił Pan podczas biegu, a to on wyrasta na pańską specjalność. Coraz lepsze wyniki w kolejnych maratonach coś oznaczają...

A.K.: Ale wciąż brakuje mi doświadczenia. Niedawno biegając w godzinach popołudniowych dobiegł do mnie pan i powiedział, że dwa tygodnie wcześniej wystartował w swoim 131 maratonie. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Ja się dopiero w tej materii rozwijam. Ale chyba nie popadnę w samonakręcanie się, żeby co roku mieć lepszy czas. Moje możliwości się kończą.

W.M.: Zupełnie coś innego mówią obserwatorzy pańskich biegów. Wszyscy zgodnie twierdzą: Adam Korol zawsze chce pobiec lepiej.  I pobiegnie.

A.K.: Póki co, wiem co jeszcze mogę poprawić. Wiem, gdzie leży problem, a leży chociażby w samej wadze, którą miałem na starcie. Muszę popracować, żeby 3-4 kg zrzucić, to na pewno się przełoży na lepszą prędkość. Lepsze wyniki.
 

%f2

 

W.M.: I wiąże się z tym jakaś godna polecenia dieta?

A.K.: O tak. Nazywa się ona MŻ, czyli Mniej Żreć. Jem trochę za dużo. Zwłaszcza muszę ograniczyć spożycie cukrów, bo lubię słodycze i zdarza się zjeść ich sporo. No i trochę mniejsze posiłki.

W.M.: Ale oficjalnie jest Pan emerytem.

A.K.: Tak, oficjalnie jestem, otrzymuję świadczenie olimpijskie.

W.M.: I nie chce Pan tak prawem emeryta, usiąść w fotelu i smacznie zjeść ile tylko dusza zapragnie?

A.K.: Chcę. Ale mam ambicję, żeby jeszcze dobrze wyglądać. Gdybym rozsiadł się w kanapie, co chwilę jadł, to po chwili nie mógłbym się ruszyć. A wolę, żeby jeszcze przez te parę lat w miarę dobrze wyglądać. Tym bardziej, że chcę jeszcze kilka razy wystartować.

W.M.: I jakie plany startowe na następny rok?

A.K.: Myślę, że 1-2 starty na ¼ IM. Na pewno będę startował w Gdańsku, bo tej imprezy nie chcę opuszczać. Ona mi się bardzo podoba. MOSiR bardzo fajnie to organizuje, zresztą zawsze próbuję pomóc w promocji. Natomiast ciężko by mi było wystartować w połówce, to już wymaga poświęcenia większej ilości czasu, a tego brakuje. Teraz muszę poświęcać jak najwięcej chwil rodzinie. Tym bardziej, że jest taka pogoda, że zupełnie nic mi się nie chce robić. Popołudniowe ciemności raczej mnie odstraszają. Zresztą dlatego też zbieram w sobie siły, żeby wstawać rano i pójść na trening.

W.M.: Co do samego treningu, to trenuje Pan pod okiem jakiegoś trenera?

A.K.: Nie trenuję i nigdy nie trenowałem. Nie mam żadnego trenera, który pomagałby mi w przygotowaniach do triathlonu. Był biegający Radek Dudycz, który ułożył mi plan treningowy przed moim pierwszym maratonem który pobiegłem w zeszłym roku w Poznaniu.Teraz trenuje sam wykorzystując to czego nauczyłem się podczas mojej kariery zawodniczej.

W.M.: W pływaniu też nikt nie pomaga? Bo słyszałem, że nie do końca Pan lubi pływać.

A.K.: W zeszłym roku pomógł mi w pływaniu Tomasz Dobroczek z firmy Argonaut i chyba tylko dzięki niemu udało mi się przepłynąć 950m J. Ale nie lubię i chyba nigdy nie polubię. Jak trenowałem jeszcze wyczynowo, to zawsze, gdy trener wysyłał nas na basen, mówiłem: „ ja mogę robić wszystko, tylko nie wysyłaj mnie na basen”. Ale jak na moje możliwości, te 17 minut, bo tyle zajmuje mi przepłynięcie 950 metrów, to jest niezły czas. Odkryłem niedawno, że problemem nie jest pływanie, ale przebieranie po. Zajmuje mi to za dużo czasu. Trzy minuty to za długo. Jednak prawda jest taka, że nawet jeśli urwę minutę to dużo nie zmieni.   Jednak zimą kilka razy na basen na pewno się wybiorę.

W.M.: Skoro nie pływanie, to może odnośnie roweru i biegu poda Pan jakieś wskazówki dla osób, które swoją przygodę z triathlonem dopiero zamierzają zacząć?

A.K.: Jestem amatorem. Na pewno wiele osób może wypowiedzieć się na ten temat w dużo bardziej fachowy sposób. Ale jako amator amatorowi dodam, aby jeździć na lżejszych przekładniach i większej kadencji. Sam na tym się przejechałem podczas pierwszego triathlonu. No i oczywiście treningi łączone, zakładki.  Po rowerze przebieramy się i biegniemy kilka kilometrów, aby nie było zaskoczenia podczas zawodów tak jak u mnie.
 

%f3

 

Powrót do listy