Mega gorący Ironman Zurich

40 stopniowy upał. Ponad tysiąc metrów przewyższeń na rowerze. Bieg, podczas którego wielu zawodników mdlało. Mordercza walka o przetrwanie i super wyniki zawodników gdyńskiego Complexsportu. Ironman Zurich 2015.

%f1
Damian Tomaszewicz wybiega z wody po godzinie i dwóch minutach. Zgodnie z planem...

Parafrazując piosenkę Perfectu można zaśpiewać: Było ich troje. W każdym z nich inna krew, ale jeden przyświecał im cel. Ukończyć Ironman Zurich. Małgorzata Szczęsna, Patryk Sawicki – trenerzy Complexsports oraz Damian Tomaszewicz, zawodnik Pro Team chcieli ukończyć zawody na pełnym dystansie. Jednak cel dla każdego z nich był trochę inny.

Gosia debiutowała...

...na tym dystansie. Mało tego, po raz pierwszy oficjalnie przebiegła maraton i zajęło jej to 4:32:35. Ma kobieta fantazję i siłę. Choć z jej relacji już po powrocie do Gdyni można jedno stwierdzić na 100 procent. Łatwo nie było. Walczyła z ogromnymi dolegliwościami brzucha. Bieg przeplatała, z konieczności, z postojami. 40 stopni Celcjusza nie pomagały. Jednak to co najważniejsze: Udało się! A czas 12 godzin 17 minut 30 sekund jest w takich warunkach i przy takich okolicznościach godnym wynikiem. Z obowiązku kronikarskiego dodamy jeszcze, że z wody Szczęsna wyszła po 1:16:26, a na rowerze jechała 6:16:02.

Patryk Sawicki do startu

przygotowywał się… trzy miesiące.

I co tu można dużo napisać. Wynik 10 godzin, 38 minut i 56 sekund nasuwa jedną myśl. Patryk potrenuj na poważnie i wróć do ścigania na swoim poziomie. Wygląda jednak na to, że start w Zurichu rozbudził apetyt zawodnika-trenera i w przyszłym roku zmierzy się z dystansem Ironman już po porządnym treningu. To póki co nieoficjalna informacja, ale z dobrego źródła. Dodajmy jeszcze tylko, że Patryk z wody wyszedł po 1:02:33, na rowerze spędził 5:30:25, a bieg zajął mu 3:59:41.

Damian Tomaszewicz start w Zurichu będzie pamiętał długo. Już na mecie dowiedział się, że podczas biegu w kategorii wiekowej był nawet liderem. Ostatecznie na metę przybiegł trzeci. Do slota na Hawaje

zabrakło mu 50 sekund…

A jak do tego doszło?
- Pływanie bez pianek, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ znałem możliwości i cieszyłem się że woda jest ciepła i bardzo przyjemna – mówi Damian Tomaszewicz.
Start odbywał się w falach. Dziesięciu zawodników przechodziło przez bramki startowe co 5 sekund. Ułatwiło to bardzo pływanie, ponieważ każdy ustawił się w tej strefie w której czas celował. Tomaszewicz planował z wody wyjść po godzinie.  Dwie pętle, bardzo dobrze oznaczone bojkami.

- Od początku płynąłem swoim tempem – dodaje Damian. -  Mimo startu falowego i tak wyprzedzałem wiele osób. Po pierwszej pętli wyjście z wody, szybko poprawiłem wcześniej zaparowane okularki i drugą pętlę płynąłem już z pełną widocznością. Do samego końca starłem się utrzymać równe tempo.
Po wyjściu z wody Damian zobaczył czas 1:02:45. Jest ok – pomyślał. Spokojna, ale szybka zmiana i ruszył rowerem w drogę. Od samego początku zaczął jechać w swoim, mocnym tempie. Nie zwracał uwagi na innych zawodników.

%f4
Podjazdy i zjazdy, a przewyższenia ponad 1000 metrów na trasie rowerowej Ironman Zurich

-  Znałem swoje możliwości i wiedziałem jakie czekają trudności na trasie – twierdzi. - Na rowerze także były dwie rundy. W trakcie trudne podjazdy, za to bardzo malownicza trasa. Na każdym punkcie żywieniowym brałem wodę i iso oraz inne odżywki. Trzeba było się dużo polewać i chłodzić, ponieważ temperatura, której aż tak nie czuć na rowerze sięgała 40 stopni C. Pod koniec pierwszej pętli zacząłem czuć się nie najlepiej. Czułem, że nie jadę tego na co mnie stać, sprawdziłem czas po połowie i wyszło 2:38. Pomyślałem sobie, że mogłoby być lepiej, ale jest ok, muszę po prostu utrzymać to samo na drugiej pętli. I wtedy zaczęło się dziać ze mną jeszcze gorzej. Dodatkowo toaleta była miejsce upragnionym. Musiałem na nią czekać 30 kilometrów. Robiło mi się coraz cieplej, szczególnie w głowę, jechałem w kasku czasowym i nie miałem jak jej schłodzić. Ten odcinek przemierzałem po ok 2-3km/h wolniej niż na poprzedniej pętli. Wiedziałem, że nie będzie dobrze. Jechałem dalej, kolejne podjazdy, zjazdy.  W końcu dojechał mnie trener Patryk Sawicki. Narzucił rytm, a ja w odpowiednim odstępie trzymałem tempo, starałem się jechać tak, aby cały czas go widzieć. Jeszcze więcej piłem, jadłem i się oblewałem.

Zawodnik nie wrócił już jednak na poprzednie obroty. Sytuacji nie zmienił nawet najszybszy zjazd w jego wykonaniu. 92 kilometry na godzinę. Niestety, był za krótki, aby poprawić ogólny czas. Dał tylko chwilę wytchnienia, o ile można mówić o czymś takim pędząc z góry z prędkością blisko 100 kilometrów na godzinę. Warto dodać, że Patryk Sawicki w tym samym miejscu jechał z prędkością 86.
Do strefy zmian Damian dojechał po 5 godzinach i 30 minutach i stwierdził, że nie jest dobrze. Liczył na więcej. Jednak pogoda zweryfikowała ambitne plany.

%f2
Gdyby Damian wiedział, że do slota mu zabraknie 50 sekund pewnie by przyspieszył...

- W tym momencie celem stało się ukończenie zawodów – wyjaśnia Tomaszewicz. - Zmiana znów spokojna, ale w miarę szybka. Biegłem spokojnie. Pierwsze kilometry wyszły nawet z dobrym czasem. Tak jak zakładałem - poniżej 5min/km. Na każdym punkcie dużo piłem wody, iso i coli.  Niestety, nie mogłem nic konkretnego zjeść, jedynie kawałki pomarańcza lub żelki. Czułem, że mój organizm nie przyjmie kolejnej porcji żelu lub batona, a nie chciałem ryzykować, ponieważ chciałem ukończyć zawody. Na ok 18 km poczułem się lepiej. Niestety na krótko. Dwa kilometry. Potem znów zrobiło się ciężko i trzeba było walczyć z coraz większym bólem. W trakcie biegu dużo się chłodziłem co pomagało. Robiło się coraz cieplej. Od 30 km zmęczenie narastało, a moim celem dalej było tylko i aż ukończenie. Biegłem cały czas równym tempem, które z kilometra na kilometr było minimalnie słabsze. W końcu upragniona meta. Uniosłem ręce do góry, bo czułem się naprawdę jak zwycięzca i wszyscy Ci co ukończyli nimi byli. Duża radość. Życiówka poprawiona o minutę. Po zawodach: około dwie godziny po starcie włączyłem telefon i tam z smsów od dziewczyny i brata dowiedziałem się że zająłem 3 miejsce w kategorii. Na początku w to nie mogłem uwierzyć, byłem podekscytowany.

Emocje jeszcze mocniej udziały się zawodnikowi podczas dekoracji.
- Stałem na podium, a nogi lekko mi się trzęsły – mówi Damian. -  Jednak dekoracja na zawodach Ironman jest zupełnie innym przeżyciem i na pewno zapadnie mi na długo w pamięć.
Kolejne emocje były podczas czekanie na sloty.  

%f3
Marzenia się spełniają. Damian na podium Ironman. Pewnie nie ostatni raz tam go widzimy...

- Widziałem na liście, że na moją kategorie są przyznane dwa sloty na Mistrzostwa Świata odbywające się na Hawajach. Spełnienie marzeń większości triathlonistów – dodaje Tomaszewicz.- Byłem trzeci i pozostało liczenie, że pierwszy lub drugi zawodnik nie weźmie slota. Podczas dekoracji gdy ich widziałem podejrzewałem, że będą zainteresowani starem na Hawajach. I tak się stało. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem bardzo zadowolony z siebie i ze startu. Gdyby ktoś mi powiedział, że będę trzeci w kategorii, to brałbym to miejsce w ciemno. Jest to sukces osiągnięty bardzo dużym wysiłkiem. 50 sekund starty do drugiego zawodnika sprawia, że mam jeszcze większą pewność siebie i wiarę w możliwości. Wiem, że idę w dobrym kierunku i że spełnienie moich marzeń jest realne i to już całkiem niedługo. W kolejnych zawodach z serii Ironman wiem już o co będę walczył. To sprawia, że mam jeszcze większą motywacje i teraz nie spocznę na laurach. Zabieram się do jeszcze cięższej pracy i walczę o realizacje celów.
 
Powrót do listy