Czego nie wybiegają, to dowyglądają

Mają 28 dzieci. Prawie setkę sportowych butów. Najlepiej rozpoznają się w strojach kąpielowych i  czepkach. A na spotkaniu wigilijnym siedzą... torami basenowymi. Ostatnio preferują lodowe spa. Pracują w różnych miejscach, mieszkają w Trójmieście i wszystkie zwariowały na punkcie sportu. Mowa o Tri Ladies, grupie zakręconych kobiet z Pomorza.
Kiedy wbiegam do kawiarni nie ma żadnej dziewczyny z Tri Ladies. Zamawiam kawę i czekam podekscytowana. Kątem oka widzę, jak zbierają się przed wejściem. Wyraźnie na kogoś czekają. Zachęcam, by weszły do środka. Ulegają. Trochę nieśmiało zajmują miejsca i zamawiają coś do picia. Ich śmiech, gestykulacja zaczyna dominować w kawiarni. Robi się spore zamieszanie. Kelner spogląda dwuznacznie. Nie sposób nas nie zauważyć. Dziewczyny głośno rozmawiają, dochodzą kolejne, serdecznie się witają.

Hałas, jak przed meczem, nie mogę zebrać myśli. - Czekamy na Gosię, trenerkę – słyszę. Wreszcie pojawia się „herszt bandy”. Szczupła szatynka, energiczna, z uśmiechem od ucha do ucha. Jest z nią Ania. To jej przyjaciółka. Dziewczyny poczuły się chyba pewniej. Gosia obejmuje wzrokiem wszystkie i rozbawiona przyznaje: - Właściwie to nie wiadomo, jak to się zaczęło.

Od sportu do przyjaźni

Jest rok 2013. Grupa na razie „żyje” w głowie Gosi, która uwielbia inspirować ludzi. - Zaczęło się od kilku dziewczyn, biegania i „przyglądania” jak ćwiczą ich mężowie. Było trochę oporu, ale panowie je dopingowali – opowiada Gosia. W męskim świecie nie czują się jednak komfortowo. Skrzykują się więc na ćwiczenia same. Razem biegają, później dochodzi pływanie. Jest ich sześć. Takie są początki Tri Ladies. - Kiedy założyłyśmy grupę, dołączyły kolejne kobiety. Może miały poczucie, że to ich. Teraz jest nas 30 – mówi inicjatorka teamu. Wszystko odbywa się w ramach działalności Complexsports, który prowadzi z kolegą. Projekt Tri Ladies to realizacja jej marzenia. Tu czuje się spełniona.
Wszystkie mają ułożony plan treningowy. Żeby być w teamie trzeba kupić miesięczny karnet i przynajmniej raz w tygodniu uczestniczyć w treningu. – Chodziliśmy z dzieciakami od września na basen i taki był mój początek. Chciałam nauczyć się pływać. Dorosłych było mało – dorzuca Kasia. Jak to często bywa zaczęło się od wspólnych treningów i sportu, a skończyło na przyjaźni. Dzisiaj umawiają się wspólnie na wyprzedaże, chodzą na babskie imprezy do Sopotu, co miesiąc mają Dzień Kobiet i razem morsują. To ostatnie nazwały lodowym SPA. - Pilnowałyśmy rzeczy i dopingowałyśmy mężów na zawodach, a tymczasem triatlon wszedł do naszego życia tylnymi drzwiami – mówi Beata.

To wszystko można ułożyć

Pytam dziewczyny o plany startowe na zbliżający się sezon. - Moim marzeniem jest maraton, a triathlon przy okazji – wypowiada energiczna blondynka. To Kasia. Wraca do sportu po 20 latach. Ku mojemu zaskoczeniu spora część z obecnych na spotkaniu Tri Ladies spróbuje sił kolejny raz w aquatlonie, jak Jagoda, bo po prostu to lubi. Inne marzą o królewskim dystansie. Barcelona, Warszawa. Tam można im dopingować w 2015 roku. - Jest z nami głównie nowy „narybek” i nie wszystkie jeszcze wiedzą, że wezmą udział w triatlonie. Ale ja to już wiem – śmieje się Gosia. Pojawiają się w końcu i takie deklaracje.
Ale przygotowanie do triatlonu to ciężka praca, kilka treningów tygodniowo, niekiedy nawet dwa razy dziennie. Wszystko zależy od dystansu, jaki wybieramy i naszej aktywności fizycznej. W końcu trzeba połączyć trzy dyscypliny – pływanie, rower i bieg. Dla kobiet, żon, matek, do tego aktywnych zawodowo pogodzenie reżimu treningowego z obowiązkami nie jest proste. Jedne walczą z chronicznym brakiem czasu, innym to właśnie treningi zorganizowały życie. - Mnie motywują moje dzieci, bo mają frajdę z tego, co  robię. W szkole chwalą się, ile biegałam rano. To jest najlepszy doping – mówi Kasia.
Jest i Dorota – bohaterka dziewczyn. Zaczęła od... kontuzji kolana, po której lekarz zalecił jej rower i pływanie. - Zamarzyłam i wystartowałam  w 1/2 Ironmana w Gdyni w 2014 roku – opowiada. - Dużo pracuję, prowadzę firmę, dwoje dzieci, mąż. Triathlon to mój reset.

Boże, oni tacy piękni!

Dziewczyny są ambitne i zdeterminowane. Niektóre ćwiczą kraula i dojrzewają do decyzji udziału w Tri, inne już mają opłacone starty w całych seriach zawodów triatlonowych.  Kasia najbardziej boi się pływania. To jest zmorą wielu, którzy przygotowują się do tej dyscypliny. - Połówkę w Gdyni muszę znowu zrobić – deklaruje Kasia. - Dla mnie to była super zabawa. Przy przygotowaniach okazało się, że jak za długo pływam w morzu mam chorobę morska. Dałam radę. Karolina także zachwyca się sierpniową imprezą Herbalife: – To coś niesamowitego! Boże, oni są tacy piękni! Podziwiałam i pomyślałam –  też bym tak chciała. Dzisiaj bierze udział w programie „Aktywuj się w Triatlonie”, które organizuje gdański MOSiR i Radio Gdańsk.
U Magdy z triatlonem jest jak z motocyklami – miłość od pierwszego wejrzenia. Tyle, że jednoślad na razie odstawiła do garażu. Temperatura rośnie, kiedy opowiada swoją historię: - Jestem mistrzem kozaczenia. Nie wiem, dlaczego się zapisałam. Wystartowałam i patrzcie na mnie, przeżyłam! Z wody wyszłam ostatnia, godzina zero osiem. Wypowiedź Magdy przerywa nagle Ania, na zawodach często występuje w roli ratownika. - Zaraz! A czy to nie ja płynęłam z Tobą jako ratownik? O rany! Nie wierzę – wykrzykuje Ania, kiedy Magda potwierdza. Choć widzą się na treningach, dopiero teraz łączą fakty i odtwarzają sytuację z triatlonu Herbalife w Gdyni. - Był moment, że była zmęczona i myślałam, że się podda. Płynęłam przed nią, żeby mogła odpocząć. Mówiła, że nie wie właściwie, co tutaj robi, ale jak wyjdzie z wody to ma rower bardzo dobry – opowiada jednym tchem Ania, a Magda uzupełnia: - I sporo wyprzedziłam resztę! To jest w głowie – dodaje i potwierdza, że doping „niósł” ją w chwili zwątpienia. A kiedy po wyjściu z morza biegła do niej ekipa telewizyjna, krzyczała do siostry - Ja nie chcę być celebrytką, ja chcę tylko ukończyć.

Kobiecość po pierwsze

Tri Ladies na treningach i zawodach jak przystało na płeć piękną nie zapominają o estetyce i wyglądzie. Czas przed zawodami to prawdziwa giełda pomysłów i uzgodnień. Trzeba dopasować kolor paznokci do stroju. A wybór lakieru to nie taka prosta sprawa. Jest tyle odcieni, fuksji czy pomarańczowego. Do tego fryzura. Przecież po wyjściu z wody trzeba dobrze wyglądać. - Czego nie wybiegam, to dowyglądam – chórem mówią ze śmiechem dziewczyny.  Tusz koniecznie wodoodporny, na treningach i zawodach. Makijaż delikatny, ale obowiązkowy. Na co dzień wymieniają się radami, jak dbać o włosy, żeby chlor ich nie zniszczył, albo czego używać, żeby się nie puszyły.
Dzięki swojej aktywności spotykają je miłe niespodzianki. - Odgrzałam znajomości za sprawą uprawiania sportu – wyznaje Karolina. - Chcemy zachęcać inne kobiety do aktywności. A rywalizacja? - Jest troszeczkę. Musi być, bo zdrowa rywalizacja napędza – potwierdza Gosia. - Ale trzeba pamiętać, że mięśnie nie rosną same z siebie. To jest ciężka praca.
I zgodnie przyznają, że najlepiej działa przykład. - Na moim synu większe wrażenie zrobił mój udział w połówce Ironman, niż tort na jego urodzinach – dodaje ze wzruszeniem Dorota. - Wszyscy umrzemy, ale nie wszyscy naprawdę żyjemy.

Aldona Dybuk
Powrót do listy