Aktywuj się: Samotna mama i triathlon?

Siedzieliśmy z synkiem na molo w Gdańsku Brzeźnie i delektowaliśmy się goframi. Świętowaliśmy. Kuba nauczył się jeździć na rowerze. Cieszyłam się podwójnie. Z jego radości i z tego, że od tej pory treningi będziemy mogli spędzać razem. On na rowerze, a ja goniąc go w adidasach…
Słońce mimo popołudniowej pory ciągle grzało, niektórzy leniwie przeciągali się na plaży. Szum morza koił nerwy. Aż nagle moją uwagę przykuła grupa roześmianych ludzi. Zaczęli zakładać pianki, w ręce chwycili pomarańczowe bojki i ruszyli do morza. Wow! – pomyślałam.  Dla kogoś kto jeszcze nigdy nie odważył się stracić w morzu gruntu pod nogami widok tych śmiałków był imponujący. Ja też tak chcę! – pomyślałam. Grupą o której mówię byli uczestnicy poprzedniej edycji „Aktywuj się w Triathlonie”.

Chwilę po tym jak pomyślałam, że ja też chcę, nastąpiło zderzenie z rzeczywistością. Ja? Przecież rok temu rzuciłam palenie, a z moją niską pensją nie stać mnie na treningi pod okiem specjalistów. Ba kiedy ja to zrobię, skoro zawsze jestem z synkiem. Pytań, wątpliwości było więcej. Do dnia kiedy gdański MOSiR i Radio Gdańsk zapowiedziało drugą edycję projektu „Aktywuj się w Triathlonie”. Nie zastanawiałam się ani chwili. Wysłałam zgłoszenie. Kiedy dowiedziałam się, że i mnie wybrano do grona szczęśliwców… Eh. Dawno nie czułam takiej radości!

I w tym momencie wszystko przyspieszyło. Od ogłoszenia wyników do spotkania organizacyjnego minęło raptem kilka dni. Dowiedzieliśmy się, iż nie będziemy marnować czasu. Treningi startowały następnego dnia. Oczywiście u mnie ta fantastyczna wygrana zbiegła się w czasie z nowymi wyzwaniami zawodowymi i regularnymi wyjazdami za granice.
Pierwsze dwa tygodnie niestety, mnie ominęły. Jednak wszystko śledziłam na bieżąco za pomocą FB oraz moich "kontaktów".
Po powrocie dołączyłam do już dość zintegrowanej grupy, która zaczynała trzeci tydzień treningów. To był trudny moment. Oni już ułożyli sobie życie pod wymagany harmonogram. Dla mnie miał to być istny huragan! Aby nadrobić nieobecność na basenie wspaniałe chłopaki Dawid i Tomek Dobroczkowie zaprosili mnie na treningi codziennie! Zmuszona byłam, samotna matka, do szybkiego zorganizowania życia, tak abym mogła cztery razy w tygodniu wracać do domu o 1 w nocy. Zajęcia zaczynają się o 22.30 i kończą o północy. Najważniejsze jednak, że ze względu na wyjazdową pracę nie postawiono na mnie przysłowiowego krzyżyka i dano mi szansę.
Do tej pory zapracowana Mama nigdy nie była na spinningu, nigdy nie miała okazji nauczyć się poprawnie pływać, jedyne co udawało się robić dla siebie to czasami pobiegać. Czy bałam się czegokolwiek? Samych treningów nie, ale spacerując brzegiem morza dalej nie chce mi się wierzyć, że w lipcu wbiegnę i przepłynę ten kawał "wody", a następnie wsiądę na rower i przebiegnę dystans, aby na mecie cieszyć się z mojego zwycięstwa.

Na każdy trening czekam z niecierpliwością! Zawsze byłam zdania, że to ludzie tworzą klimat miejsca, a nie odwrotnie. Musze przyznać, że jury akcji - trójca Marcinów - spisała się na medal. W grupie nie ma żadnych ludzi z przypadku. Każdy ma super pozytywne nastawienie i ogromnego powera! To jest jedna wielka grupa wsparcia, w której nikt nie narzeka i każdy z uśmiechem przychodzi na trening! Dla mnie dodatkowo są to moje chwile dla samej siebie, kiedy mam czas zrelaksować się i naładować baterie. Tak właśnie, trening nawet gdy jest ciężki ładuje baterie i rozbudza apetyt na więcej!

Moim pierwszym treningiem było pływanie. Nie miałam złudzeń. Walczyłam, aby utrzymać się na wodzie bardziej niż pływałam. Każde zajęcia zaczynaj się zbiórką prowadzoną przez Tomka Dobroczka. I tutaj kolejne miłe zaskoczenie. Jego wiedza w tematyce pływania jest tak rozległa, iż wspiera nas radami na temat suplementacji, wyposażenia itp. Wszystkiego o co zapytamy. Trenuję w grupie, która zaczynała zajęcia na małym basenie pod okiem Dawida Dobroczka, syna Tomasza. Ach jak ten chłopak pływa! To wszystko wydaje się takie proste, gdy patrzy się na Niego... Niestety, nie jest :) Treningi rozpoczęły się od wyjaśnienia naprawdę elementarnych kwestii, aby stopniowo przesuwać się w stronę dużego basenu. To znaczy trenować tam gdzie bardziej zaawansowana część Aktywnych.  

Na spinning szłam zrelaksowana, choć totalnie zagubiona. Ola Niewiarowska poświęciła mi kilka chwil, aby wytłumaczyć jak ustawić rower oraz przekazać niezbędne podstawowe zasady „pedałowania”. I się zaczęło! To był kosmos! Byłam pewna, że moje umięśnione nogi mają moc... Myliłam się i to mocno. Zajęcia pokazały mi miejsce w szeregu :) Ile pracy przede mną. Mój pierwszy spinning mimo, iż zabójczy, pod okiem Oli, która ciągle pytała mnie czy wszystko OK i w otoczeniu tak bojowej grupy, był naprawdę przyjemny.

Wielu z nas "zabiegało" już nie jedną parę butów więc nastawienie na ten trening było oczywiste. Będzie bez problemów. Ponownie pomyłka. Kamila Chudzik, która spędza z nami środowe wieczory również wie jak dorzucić nam do pieca! Zaczynamy od rozbiegania, aby następnie przejść do głównej części treningu - technicznej i wytrzymałościowej. Okazało się, że bieganie także ma przede mną jeszcze wiele tajemnic. Na szczęście Kamila chętnie odpowiada na nasze pytania w trakcie i po treningu.
Czy w otoczeniu ludzi, pasjonatów sportu, wulkanów pozytywnej energii można nie chcieć iść na trening? Nie. Siłą tego programu są ludzie. Panowie którzy pływają z nami do nocy, Olka która na spinningu motywuje nas do 200% i Kamila ganiająca za nami w Brzeźnie.

Jedyną rzeczą która budzi mojej obawy, nie tylko moje, to sprawy finansowe. Dla kogoś kto nie posiada podstawowego wyposażenia, zakup porządnych butów, roweru i pianki to dużo... Ale nauczyłam się nie komplikować życia. Nie uda się kupić, pożyczę i tak wystąpię w triathlonie 19 lipca w Gdańsku!

Fajnie być częścią takiego projektu. Ale nie udałoby mi się bez ludzi. Dzięki wszystkim którzy podwożą mnie na treningi, moim przyjaciołom i znajomym którzy wpadają na noc żeby wyspać się z moim skarbem i przede wszystkim mojej siostrze Kamili za wszystko co robi :)
Jeśli czytasz mój tekst i zastanawiasz się czy Tobie by się też udało to powiem: Tak, ja jestem tego żywym przykładem. Jeśli początki będą trudne, zwolnij, powoli brnij do przodu. A jak już złapiesz bakcyla na pewno się nie cofniesz!

Życzę wszystkim wiatru w plecy i wielu sukcesów w nadchodzącym sezonie.

Do zobaczenia na trasie ;)

Sylwia K.
 
Powrót do listy